środa, 18 grudnia 2013

Biadolenie w tonacji na oj i aj, czyli informacja dla czytelników.

Cześć.
Wiem, że kilka osób czeka na nową notkę, ale czuję,że nie mam weny. Pewnie jak zwykle za parę dni wena wróci, a ja zabiorę się do pisania, ale na razie nie wiem czy jest co liczyć na nowy rozdział.
Ojojoj, ajajaj co to będzie?
Nie martwcie się, niedługo wracam do pisania (za tydzień lub dwa pewnie coś wstawię) :D
PS.Motywacja w komentarzach mile widziana.
Trzymajcie się ciepło.
~ Meg

sobota, 14 grudnia 2013

Informacja

Hej mam nadzieję, że nowy rozdział choć bardzo krótki, podoba wam się. :) Piszę tę notkę aby poinformować was o ankiecie, która od jakiegoś czasu jest zamieszczona  na blogu. Gorąco zachęcam was do wypełniania jej, dzięki temu mogę poznać waszą opinię na temat tej strony. Zachęcam też do komentowania i obserwowania. Dzięki temu możecie być na bieżąco ze wszystkim co zamieszczam na moim blogu. :)
Pozdrawiam Meg. :D

Rozdział 3 "Błędny Rycerz"

    Zgodnie z zapowiedzią, profesor Horacy Slughorn pojawił się w domu państwa Evans, w poniedziałek o godzinie siódmej rano. Gdy rodzice Lily zaprosili go do domu, Slughorn podszedł do kominka i wsypał do niego garstkę jakiegoś proszku, z woreczka wyciągniętego z kieszeni. Gdy nic się nie stało, zwrócił się do rodziców dziewczynki.
- Widzę, że wasz kominek nie jest połączony z siecią Fiuu - Państwo Evans spojrzeli na czarodzieja, wyraźnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Nauczyciel z uśmiechem machnął ręką i oświadczył.
- Za parę dni przyślę tu kogoś z Ministerstwa, żeby go podłączyli. - Mary Evans wzruszyła ramionami i podała córce, która stała w przedpokoju gotowa do wyjścia, kilka banknotów. Lily włożyła pieniądze do portmonetki.

***

    Gdy dziewczyna wraz ze Slughornem wyszli z domu i stanęli przy ulicy, Lily poczuła się trochę zawiedziona. Spodziewała się teleportacji, albo chociaż lotu na miotle, jednak gdy profesor wyjął z kieszeni szaty różdżkę i machnął nią w powietrzu, oczy Lily omal nie wyskoczyły z orbit. Tuż przed nimi na ulicy stał duży trzypiętrowy autobus, podobny do wielu autobusów jeżdżących po ulicach Londynu. Różnił się on jednak od nich kolorem, wnętrzem i ilością pięter. Przez szybę Lily dostrzegła znajdujące się wewnątrz łóżka. Po chwili z autobusu wysiadł mężczyzna w średnim wieku i odchrząknął, po czym stojąc na baczność wyrecytował.
- Witam w "Błędnym Rycerzu", ja mam na imię Ernie i jestem tutaj konduktorem - po tej prezentacji ukłonił się i gestem zaprosił dziewczynkę, wraz z nauczycielem do środka. Lily rozejrzała się wokoło. Oprócz łóżek były tutaj także fotele oraz schody prowadzące do wyższej części autobusu. Jednak jej uwagę przykuł automat, z którego, jak wyjaśnił Ernie, za dodatkową opłatą, można było napić się gorącej czekolady. Profesor kupił bilety u konduktora i wręczył jeden Lily. Po chwili "Błędny Rycerz" ruszył z miejsca.

Proszę oto nowy rozdział. Trochę krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. :)
~ Meg

Sowa

Czytasz tego bloga i nagle przed tobą ląduje sowa, przyniosła list. Czytasz wiadomość w której napisano:
Przepraszam, że od długiego czasu nic nie pisałam, ale jestem zbyt leniwa. W moim zeszycie leży spokojnie półtora rozdziału. Postaram się coś w krótce  coś wrzucić. Bądźcie cierpliwi. :)
Pozdrawiam Meg. :D

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 2 "List i wizyta"

    Było późne popołudnie, kiedy Lily siedziała w ogrodzie, rozmawiając ze swoim przyjacielem Severusem. Dzieci z okolicy nie lubiły go i naśmiewały się z niego. Do chłopca przylgnęło przezwisko "Nietoperz", zapewne ze względu na jego niecodzienny ubiór. Severus Snape nie był zwykłym chłopcem, miał czarne oczy i dość długie włosy tego samego koloru. zarówno on jak i jego rodzina, chodzili w długich czarnych szatach, a od czasu do czasu nosili też dziwne nakrycia głowy, przywodzące na myśl tiary bajkowych czarowników i czarownic. Lily poznała Snape'a podczas poprzednich wakacji. Kiedy go zobaczyła, siedział na huśtawce, wśród pustego placu zabaw. Był wówczas bardzo smutny,więc dziewczynka podeszła do niego i zagadała. To on opowiedział jej o świecie magii, który tak ją fascynował. jednak mimo wszystkich historii, które słyszała od przyjaciela, nie wierzyła w tą tajemniczą krainę pełną niespodzianek.
    Jakież było zdziwienie Lily, kiedy u jej stóp wylądowała szara sowa i unosząc nóżkę domagała się odwiązania wiadomości, którą przyniosła. Lily ostrożnie rozsupłała czerwoną wstążkę, którą przymocowano wiadomość. Sowa natychmiast odfrunęła. Dziewczynka spojrzała na przyjaciela, który pokiwał głową, zachęcając ją do otwarcia listu. Popatrzyła na kopertę, na której zielonym atramentem wykaligrafowano jej imię, nazwisko i adres. Wewnątrz znalazła list o bardzo dziwnej treści.
- To z Hogwartu - powiedział Severus z uśmiechem. - Dostałem taki w zeszłym tygodniu.
    Lily jeszcze raz przejrzała list, po czym ponownie zajrzała do koperty. Oprócz wiadomości znalazła tam również spis rzeczy potrzebnych do nauki, oraz bardzo dziwny bilet na pociąg. Z informacji wypisanych na nim wynikało, że Ekspres Londyn - Hogwart powinien odjechać o godzinie jedenastej ze stacji King's Cross z peronu 9 i 3/4.

***

Zbliżała się godzina dziewiętnasta, kiedy ktoś zapukał do domu państwa Evans. Mary Evans podeszła do drzwi i otworzyła je. W progu stał krępy mężczyzna, odziany w czarną szatę ze srebrno - zielonym herbem przedstawiającym węża.
- Dobry wieczór. nazywam się Horacy Slughorn. - powiedział posyłając matce Lily promienny uśmiech. - Mam nadzieję, że córka powiadomiła państwa o moim przybyciu.
- Oczywiście, proszę wejść. - powiedziała mama Lily, prowadząc gościa do salonu, gdzie siedział pan Evans.
    Lily i Petunia, przyciągnięte odgłosami rozmowy, zeszły na dół.
- Witam panno Evans. - rzekł czarodziej, zwracając się do Lily która wraz z siostrą stała przy schodach prowadzących na piętro.
- Dobry wieczór. - odparła dziewczynka, lekko onieśmielona.
- Petunio, czy mogłabyś pójść do siebie? - spytała pani Evans.
    Dziewczynka z obrażoną miną wspięła się po schodach. Nie rozumiała dlaczego to jej siostra, a nie ona ma zostać przyjęta do szkoły magii. Weszła do pokoju trzaskając drzwiami i usiadła na łóżku. Jej wzrok padł na ramkę ze zdjęciem, przedstawiającym ją i Lily w strojach czarownic. Dobrze pamiętała to Halloween, kiedy pokłóciły się o to, która z nich zebrała więcej słodkości.
    Petunia uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Nie rozumiała dlaczego jej relacje z siostrą tak gwałtownie się pogorszyły. Przypomniała sobie pewne zdarzenie sprzed roku, kiedy razem z Lily bawiły się na placu zabaw. Był tam wtedy ten dziwny chłopiec. Kiedy razem z siostrą urządzały sobie zawody w skakaniu z huśtawki, Lily skoczyła bardzo wysoko, a Petunia z przerażeniem patrzyła, jak jej młodsza siostra wzbija się w powietrze i upada na chodnik kilka metrów dalej. Po chwili dziewczynka wstała, otrzepała się i z uśmiechem na twarzy podeszła do zdziwionej siostry oznajmiając: - Wygrałam! - Na jej dłoniach i kolanach nie było nawet najmniejszych zadrapań.
    Teraz Petunia uświadomiła sobie, że to właśnie była magia.
- Więc to prawda! Ona rzeczywiście jest czarownicą. - pomyślała dziewczynka.

***

    Pani Evans spojrzała na córkę, która patrzyła na nią błagalnym wzrokiem.
- Mamusiu, mogę tam jechać? Tak bardzo was proszę!
- Dobrze Lily - powiedziała Mary Evans.
- Tylko pamiętaj co nam obiecałaś. Masz uczyć się pilnie. - dodała pan Evans.
- Obiecuję. - powiedziała Lily, po czym rzuciła się rodzicom na szyje. Po chwili podeszła też do swojego nowego profesora i uściskała go. Slughorn spojrzał na nią zmieszany, jednak po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Przyjdę po ciebie za trzy dni i pojadę z tobą kupić potrzebne rzeczy. - powiedział profesor, po czym żegnając się z domownikami, wyszedł z domu i z głośnym trzaskiem zniknął z ciemnej uliczki.


Tadam! Jest już nowy rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zyczę miłego czytania.
~Meg :)

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 1 "Poranek"

    Był piątkowy ranek, gdy rudowłosa dziewczynka wychyliła głowę spod kołdry. Na oko miała dziesięć lub jedenaście lat i wyglądała całkowicie normalnie. Nikt nie mógł się spodziewać, że zaspana twarz wyglądająca spod kołdry nie należy do zwykłej jedenastolatki. Lily Evans przetarła oczy i obrzuciła swój pokój spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Jak co dzień przywitały ją błękitne ściany poobwieszane przeróżnymi zdjęciami zwierząt i roślin. Spojrzała na sufit, po którym beztrosko skakały promienie słońca i z grymasem niezadowolenia na twarzy zwlokła się z łóżka. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież, odsłaniając zasłony. Ciepłe letnie powietrze oraz ostre światło słoneczne rozbudziły ją całkowicie. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do jasności bijącej z okna, spojrzała na podwórko otaczające dom. Na stojącym nieopodal drzewie przysiadły ptaki, ćwierkajac wesoło.
    - Zapowiada się piękny dzień - pomyślała, wdychając świeże poranne powietrze i z uśmiechem na twarzy wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach, a jej kasztanowe włosy podskakiwały z każdym jej krokiem.
    Zapukała do pokoju siostry. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, weszła do pomieszczenia. Podeszła do łóżka siostry i lekko nią potrząsając zawołała:
- Petunio wstawaj! - Dziewczyna odburknęła coś, po czym przykryła głowę z powrotem kołdrą.
- Wstawaj! Jest już dziewiąta!
- Po co u licha zrywasz mnie z łóżka o takiej porze? Przecież są wakacje. - Powiedziała siadając na łóżku.
    Lily energicznym ruchem odsłoniła zasłony.
- Spójrz jaka piękna pogoda! - Zawołała z uśmiechem.
    Petunia Evans spojrzała na nią ze znudzeniem. Nie podzielała entuzjazmu jej o rok młodszej siostry. Lily zawsze ją denerwowała i nie dawała jej spokoju, jednak bardzo ją kochała. Za dwa tygodnie kończą się wakacje, a ona wciąż musiała zajmować się siostrą. Spojrzała na nią z ukosa. Dziewczynka stała przy jej łóżku z szerokim uśmiechem na twarzy. Petunia westchnęła i powoli wstała. Po dziesięciu minutach gdy była już całkowicie ubrana, doszedł do niej zapach jajecznicy z bekonem. Najwyraźniej rodzice już wstali i zeszli na dół.

***

    Lily poczuła jak burczy jej w brzuchu, po czym szybko się ubrała i uśmiechając się pobiegła do kuchni, gdzie przywitali ją roześmiani rodzice.
    Mama dziewczynki, trzydziestotrzyletnia Mary Evans była wysoką, szczupłą i miłą, rudowłosą kobietą, o łagodnej twarzy i błękitnych oczach. To po niej Lily odziedziczyła piękne kasztanowe włosy. Natomiast ojciec dziewczynki był wysokim trzydziestopięcioletnim mężczyzną o sportowej budowie ciała i miłych rysach. Miał na imię William. Jego zielone oczy były prawie identyczne jak u młodszej córki. Miał brązowe włosy, które zawsze były starannie przystrzyżone.
    Po chwili po schodach zeszła Petunia. Teraz już z jej twarzy zniknął grymas niezadowolenia, a na jego miejscu pojawił się delikatny uśmiech. Najwyraźniej ładna pogoda oraz zapach unoszący się z kuchni sprawiły, że jej poranny zły nastrój gdzieś się ulotnił. Po chwili cała rodzina siedziała przy stole jedząc jajecznicę i popijając świeży sok pomarańczowy. Nic nie wskazywało na to, że ten dzień może przynieść jakieś nieoczekiwane zdarzenia.


Mam nadzieję, że ta skromna próbka mojej twórczości, spodobała się wam.

Pozdrawiam i życzę Wam miłego czytania. :)
~ Meg

Witajcie!

Witam wszystkich bardzo serdecznie na moim blogu.
Ta strona poświęcona będzie młodości (i nie tylko) Lily i Jamesa oraz ich przyjaciół.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Pozdrawiam
~ Meg

P.S. W kolejnym poście zamieszczę mały fragment mojej twórczości. :)

Miłego czytania!